Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę

Gazprom znalazł drogę powrotu do Unii Europejskiej - próbuje tam wjechać na plecach amerykańskiego biznesu. Tylko dlaczego Amerykanie chcą w to grać?

Publikacja: 12.05.2025 13:51

Widok na wieżowiec biznesowy Lakhta Centre, będący siedzibą największego rosyjskiego producenta gazu

Widok na wieżowiec biznesowy Lakhta Centre, będący siedzibą największego rosyjskiego producenta gazu Gazprom, Sankt Petersburg, Rosja.

Foto: Reuters

Przez dziesięciolecia Gazprom oplótł Europę swoimi rurami, a ogromne pieniądze, jakie unijni klienci płacili Rosjanom, dawały tym ostatnim poczucie, że taka sytuacja będzie trwać wiecznie. Jednak, jak mądrze napisała nasza noblistka, „Nic dwa razy się nie zdarza”. Wojna Putina zakończyła niezwykłą prosperity Rosjan w Unii. A była ona nieporównywalna z niczym.

Czytaj więcej

Niemoralna propozycja Kremla dla Białego Domu. Chodzi o gaz w Unii

Żyć nie umierać w Gazpromie

Tuż przed pandemią Gazprom – największy wtedy eksporter gazu na świecie, zatrudniający ponad 425 tysięcy ludzi – sprzedawał za granicę blisko 200 mld m3 gazu rocznie. I choć już wtedy to amerykańskie koncerny wyciągały ze złóż łupkowych dwa razy więcej gazu, niż Rosjanie ze swoich tradycyjnych złóż w Arktyce, to daleko im było do zysków Gazpromu.

Z 200 mld m3 eksportu około 150 mld m3 trafiało do odbiorców we Wspólnocie, po cenach dużo wyższych od tych na wolnym rynku i od tych, które płacili np. Chińczycy. Do tego na podstawie długoletnich kontraktów.

Żyć nie umierać. Tłuste koty z Gazpromu budowały sobie kolejne ogromne rezydencje za wysokimi murami, kupowały winnice w Toskanii i wille na Lazurowym Wybrzeżu; skarbiec Kremla puchł od potoku twardej waluty. Nie bez powodu każdy kolejny rosyjski gazociąg w Europie nazywał się Potok…

To wszystko miało trwać wiecznie, przy całkowitym ogłupieniu zachodnich polityków, w tym na kluczowym niemieckim rynku. Wystarczyło dać byłemu kanclerzowi ciepłą i dobrze płatną posadę w Gazpromie, a aktualną kanclerz dopieścić wizytami i roztaczaniem lukrowanych wizji, do tego wynająć firmy lobbingowe w Brukseli, na które Gazprom wydawał co roku grube miliony, oczywiście z tych zapłaconych przez unijnych klientów, by na Kremlu powstało wrażenie, że może być tylko lepiej.

Właśnie na dnie Bałtyku budowana była kolejna rura do Niemiec. Miała dać Rosjanom gazową hegemonię po wsze czasy i skuteczną broń przeciw Unii, w razie gdyby ktoś - jak Polacy czy Litwini – zaczął stawać okoniem. Niemcom cała sytuacja miała zapewnić duży zarobek dzięki pozycji gazowego hubu.

Czytaj więcej

Gazprom, czyli wszystko na sprzedaż. Gorzki koniec potęgi koncernu

Biały Dom zaczął rozmawiać z Kremlem

Było tak pięknie. Wprawdzie pojawiła się pandemia, a Donald Trump (ten z pierwszej kadencji) nałożył sankcje na gazociąg Nord Stream 2, co spowodowało opóźnienie budowy o rok, ale już nie z takimi przeszkodami sobie Kreml radził. I pewnie i tutaj by sobie poradził, gdyby nie wojna Putina. Ona także wzięła się z tej ogromnej pewności, że można już wszystko, że nic się tutaj nie zmieni, a wygrana z Ukrainą to kwestia trzech dni, no może trzech tygodni.

Z trzech dni zrobiły się ponad trzy lata. Gazprom stracił Unię, stał się trzeciorzędnym graczem na rynku gazu. Ponosi ogromne straty. Starzy kremlowscy wyjadacze dostali jednak czas, by się otrząsnąć. Pomocną dłoń podała im tu Ameryka Donalda Trumpa (już tego z drugiej kadencji). On i jego ekipa zaczęli bezpośrednio kontaktować się z Kremlem. W Moskwie odżyły nadzieje nie tylko na zniesienie licznych sankcji uwierających wojenną gospodarkę Rosji coraz bardziej, ale i na powrót surowcowego eldorado.

W mediach jest coraz więcej informacji, że amerykański biznes miałby pośredniczyć w sprzedaży rosyjskiego gazu na unijnym rynku. Angażują się tutaj i firmy z branży gazowej, i fundusze jak American Elliott Investment Management miliardera Paula Elliotta Singera, jedna z najbardziej wpływowych firm inwestycyjnych na świecie. Według najnowszych informacji dziennika „The Wall Street Journal”, prowadzi ona w Bułgarii rozmowy w sprawie kupna udziałów w pakiecie aktywów infrastrukturalnych, obejmujących m.in. jedyny dziś rurociąg dostarczający rosyjski gaz ziemny do Europy – Turecki Potok.

Czytaj więcej

Zakaz rosyjskiego gazu w Unii. Bruksela już wie, jak to zrobić

Żądza zysku – pięta achillesowa Ameryki

Te informacje, z których część ma zapewne swoje źródła na Kremlu, budzą zdumienie i pytania. W czasie wojny Putina, Amerykanie stali się liderami rynku LNG w Europie. Eksport rośnie z roku na rok, także dlatego, że w Unii szybko przybywa nowych terminali LNG. Sami Niemcy, którzy za czasów kanclerz Angeli Merkel nie mieli ani jednego takiego terminalu, teraz mają cztery, a przybędzie jeszcze jeden. Polska też zbuduje drugi terminal, swój terminal budują Finowie, wiele krajów ma w planach rozbudowę istniejącej infrastruktury.

Przy rosnącej z roku na rok amerykańskiej produkcji gazu, która w 2023 r przekroczyła 1 bln m3 (wobec 586 mld m3 w Rosji – dane BP), eksport jest jedyną drogą sprzedaży nadmiaru surowca. W tej sytuacji działania amerykańskich firm na rzecz reaktywacji Gazpromu w Unii wyglądają na samobójcze.

Dlaczego więc mają miejsce? W odróżnieniu od Rosji, gdzie w eksporcie jest jeden państwowy i w pełni podporządkowany Kremlowi monopolista, mający do tego niewielką konkurencję w kraju, w USA jest wolny rynek. Działa tam ogromna konkurencja i interesy, które są przypisane do poszczególnych właścicieli – miliarderów o różnych poglądach i celach. A tym co ten cały mechanizm napędza, nie jest jak w Rosji – rozkaz z Kremla, ale zysk. To on jest królem Ameryki i to jemu podporządkowane są wszelkie działania amerykańskich elit.

I to właśnie tę żądzę zysku, bez oglądania się na sytuację międzynarodową czy interes kraju, Rosjanie rozgrywają teraz, korzystając z naiwności i braku doświadczenia ekipy Donalda Trumpa. Bo dla Ameryki na Ukrainie nie ma wojny, dopóki nie ma tam amerykańskich żołnierzy.

Przez dziesięciolecia Gazprom oplótł Europę swoimi rurami, a ogromne pieniądze, jakie unijni klienci płacili Rosjanom, dawały tym ostatnim poczucie, że taka sytuacja będzie trwać wiecznie. Jednak, jak mądrze napisała nasza noblistka, „Nic dwa razy się nie zdarza”. Wojna Putina zakończyła niezwykłą prosperity Rosjan w Unii. A była ona nieporównywalna z niczym.

Żyć nie umierać w Gazpromie

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Wojna orła ze smokiem
Opinie Ekonomiczne
Dr Mateusz Chołodecki: Czy można skutecznie regulować rynki cyfrowe
Opinie Ekonomiczne
Marcin Piasecki: Marzenie stanie się potrzebą
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Król jest nagi. Przynajmniej ten zbrojeniowy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
OSZAR »