Reklama
Rozwiń

Prof. Tryjanowski: Energetyka została zamknięta w plemiennych bańkach

Coraz trudniej rozmawiać dziś o energii bez wchodzenia na minowe pole tożsamości.

Publikacja: 07.07.2025 10:07

Prof. Tryjanowski: Energetyka została zamknięta w plemiennych bańkach

Foto: Angel Garcia/Bloomberg

Dyskusje o przyszłości energetycznej, które jeszcze do niedawna wydawały się domeną inżynierów i ekonomistów, stają się w wielu krajach – także niestety w Polsce – przedłużeniem głębszych sporów kulturowych, ideologicznych i plemiennych. Zamiast rozmowy o technologiach, bezpieczeństwie dostaw czy dekarbonizacji, mamy konflikt o to, kto z kim trzyma, do jakiej bańki przynależy, jakie wartości wyznaje. I choć prąd płynie tymi samymi kablami dla wszystkich, to jego źródło staje się znakiem przynależności plemiennej.

Nie chodzi już o to, czy wiatraki rzeczywiście szpecą krajobraz i hałasują, ani czy atom jest naprawdę tańszy, bezpieczniejszy i niezależny. Chodzi o to, że wiatraki to „oni”, a atom to „my” – albo odwrotnie. W zależności od tego, kogo zapytamy. Żyjemy w czasach, gdy nawet energia ma swoje frakcje i szyldy. Gdy deklaracja poparcia dla odnawialnych źródeł bywa odbierana jako polityczny sygnał, a sympatia do atomu jako ideologiczna deklaracja. Zmęczeni merytoryką, szukamy symboli.

Co pokazało badanie podstaw wobec energii atomowej i wiatrowej w Szwecji?

W takich chwilach szczególnie cenne są głosy, które nie tyle zabierają stronę, co próbują zrozumieć logikę podziału. Taki właśnie głos wybrzmiał ostatnio w renomowanym czasopiśmie „Energy Policy”, w postaci artykułu autorstwa Daniela Lindvalla i współpracowników. Ich badanie – zakrojone na naprawdę szeroką skalę – pokazuje, jak głęboko preferencje energetyczne wpisują się dziś w szersze systemy wartości i tożsamości społecznych.

Entuzjazm wobec energii jądrowej ściśle korelował z prawicowymi poglądami, niskim zaufaniem do rządu. Poparcie dla energii wiatrowej rosło wraz z  troską o środowisko, światopoglądem egalitarnym i kosmopolitycznym

Zespół przeprowadził w 2023 roku reprezentatywną ankietę na próbie ponad 5200 Szwedów, rozesłaną do przeszło 33 tysięcy osób i skorygowaną statystycznie tak, by oddać strukturę społeczną kraju. Pytano nie tylko o ogólne nastawienie do energii jądrowej i wiatrowej, ale również o gotowość akceptacji ich lokalizacji – w gminie respondenta i w odległości 5 km od domu. To pozwoliło uchwycić zarówno postawy ideowe, jak i realne granice zgody społecznej, tak istotne w przypadku inwestycji infrastrukturalnych.

Co więcej, badacze wykorzystali bogaty zestaw zmiennych objaśniających: nie tylko klasyczne kategorie jak płeć, wiek czy wykształcenie, ale też skalę troski o środowisko (według koncepcji Schultza), poziom zaufania do rządu i polityków oraz dwuwymiarową skalę wartości GAL–TAN (czyli zielono-alternatywne versus tradycyjno-autorytarne podejście do społeczeństwa). To nie była sondażowa publicystyka, lecz empiryczne ujęcie z pogłębioną teorią.

O fotowoltaice mówimy z przekąsem, o wiatrakach z lękiem, o atomie z wiarą lub zgrozą – ale rzadko z namysłem. Każda opcja energetyczna zyskuje własne plemię i własną narrację

Uderzająca polaryzacja w sprawach energii

Wyniki? Uderzająca polaryzacja. Entuzjazm wobec energii jądrowej ściśle korelował z prawicowymi poglądami, niskim zaufaniem do rządu, wysokim wskaźnikiem wartości TAN. Z kolei poparcie dla energii wiatrowej rosło wraz z zaufaniem instytucjonalnym, troską o środowisko i światopoglądem egalitarnym i kosmopolitycznym (GAL). Co ciekawe, postawy te były często „lustrzane” – ci, którzy kochali atom, nie cierpieli wiatraków, i odwrotnie. Dla aż 20 proc. badanych te stanowiska przybrały skrajny, niepodlegający negocjacji charakter.

Jeszcze bardziej wymowne były reakcje na pytania o lokalizację. Nawet osoby pozytywnie nastawione do danego źródła energii wykazywały silny spadek poparcia, gdy pytano o inwestycję „tuż za płotem”. Szczególnie widoczne było to wśród respondentów o konserwatywnych poglądach i wysokim TAN: ich poparcie dla energii jądrowej gwałtownie topniało, gdy miała się ona pojawić w sąsiedztwie. To właśnie ci, którzy ideologicznie wspierają rozwój atomu, byli najwrażliwsi na jego obecność obok. Bliskość wygrywała z ideologią.

Polskie plemiona energetyczne

Czy Polska nie jest dziś podobnie rozpięta? Podziały światopoglądowe, które jeszcze niedawno dotyczyły głównie sfery obyczajowej, przeniosły się na grunt energetyki. O fotowoltaice mówimy z przekąsem, o wiatrakach z lękiem, o atomie z wiarą lub zgrozą – ale rzadko z namysłem. Każda opcja energetyczna zyskuje własne plemię i własną narrację.

Próby wyrwania się z tego podziału bywają surowo oceniane – czasem jako zdrada, czasem jako naiwność. Dlatego z takim zainteresowaniem odebrano niedawną wypowiedź Jana Rokity, który – choć z obozu konserwatywnego – odważył się publicznie pochwalić energetykę wiatrową. W świecie zdominowanym przez lojalności grupowe taki gest wymaga dziś odwagi. Ale może właśnie dziś, gdy decyzje w sprawach energii stają się decyzjami ustrojowymi – wykraczającymi poza jedną kadencję czy jeden rząd – musimy uciec z plemion.

Nie ma lewicowych i prawicowych potrzeb energetycznych

Nie da się prowadzić sensownej polityki energetycznej, gdy każda technologia ma swój elektorat, a każda inwestycja – swoich wrogów z definicji. Czas przestać myśleć w trybie „albo-albo”. Polska potrzebuje różnorodnych źródeł energii, nie dlatego, że tak chce lewica czy prawica, ale dlatego, że bezpieczeństwo energetyczne, neutralność klimatyczna i stabilność cen wymagają odpowiedniego miksu.

Potrzebujemy farm wiatrowych, reaktorów jądrowych, słońca na dachach i ciepła z geotermii. Potrzebujemy dobrej sieci przesyłowej i magazynów. I – nie mniej ważne – potrzebujemy społecznego zaufania i dialogu, opartego nie na przekonywaniu do „naszej racji”, ale na wspólnym szukaniu równowagi.

Badanie Lindvalla, ale także inne prace, jasno pokazuje, że w warunkach wysokiej polaryzacji nawet racjonalne argumenty tracą siłę – chyba że zaczynają dotyczyć bezpośrednio naszego życia. To właśnie wtedy ideologia łamie się pod naporem doświadczenia.

Dlatego przyszłość energetyczna nie zależy tylko od tego, co planuje ministerstwo klimatu czy inwestorzy. Zależy od tego, czy będziemy potrafili jako społeczeństwo rozmawiać – z otwartością, a nie z gotowymi etykietami. W przeciwnym razie, niezależnie od tego, skąd popłynie prąd, jego cena – społeczna i polityczna – może okazać się zbyt wysoka.

O autorze

Piotr Tryjanowski

Prof. dr hab. Piotr Tryjanowski pracuje w Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu

Dyskusje o przyszłości energetycznej, które jeszcze do niedawna wydawały się domeną inżynierów i ekonomistów, stają się w wielu krajach – także niestety w Polsce – przedłużeniem głębszych sporów kulturowych, ideologicznych i plemiennych. Zamiast rozmowy o technologiach, bezpieczeństwie dostaw czy dekarbonizacji, mamy konflikt o to, kto z kim trzyma, do jakiej bańki przynależy, jakie wartości wyznaje. I choć prąd płynie tymi samymi kablami dla wszystkich, to jego źródło staje się znakiem przynależności plemiennej.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Czas ucieka. UE musi znaleźć sposób na rosyjskie aktywa
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Ustawa schronowa, czyli tworzenie prawa do poprawy
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: USA zostawiają w biedzie swoich obywateli. To co mają dla UE?
Opinie Ekonomiczne
Bartłomiej Sawicki: Rachunki za prąd „all inclusive” albo elastyczne taryfy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Pałac Prezydencki domem biesiadnym? Pomysł na biznes pod słynnym żyrandolem
OSZAR »