Dyskusje o przyszłości energetycznej, które jeszcze do niedawna wydawały się domeną inżynierów i ekonomistów, stają się w wielu krajach – także niestety w Polsce – przedłużeniem głębszych sporów kulturowych, ideologicznych i plemiennych. Zamiast rozmowy o technologiach, bezpieczeństwie dostaw czy dekarbonizacji, mamy konflikt o to, kto z kim trzyma, do jakiej bańki przynależy, jakie wartości wyznaje. I choć prąd płynie tymi samymi kablami dla wszystkich, to jego źródło staje się znakiem przynależności plemiennej.
Nie chodzi już o to, czy wiatraki rzeczywiście szpecą krajobraz i hałasują, ani czy atom jest naprawdę tańszy, bezpieczniejszy i niezależny. Chodzi o to, że wiatraki to „oni”, a atom to „my” – albo odwrotnie. W zależności od tego, kogo zapytamy. Żyjemy w czasach, gdy nawet energia ma swoje frakcje i szyldy. Gdy deklaracja poparcia dla odnawialnych źródeł bywa odbierana jako polityczny sygnał, a sympatia do atomu jako ideologiczna deklaracja. Zmęczeni merytoryką, szukamy symboli.
Co pokazało badanie podstaw wobec energii atomowej i wiatrowej w Szwecji?
W takich chwilach szczególnie cenne są głosy, które nie tyle zabierają stronę, co próbują zrozumieć logikę podziału. Taki właśnie głos wybrzmiał ostatnio w renomowanym czasopiśmie „Energy Policy”, w postaci artykułu autorstwa Daniela Lindvalla i współpracowników. Ich badanie – zakrojone na naprawdę szeroką skalę – pokazuje, jak głęboko preferencje energetyczne wpisują się dziś w szersze systemy wartości i tożsamości społecznych.
Entuzjazm wobec energii jądrowej ściśle korelował z prawicowymi poglądami, niskim zaufaniem do rządu. Poparcie dla energii wiatrowej rosło wraz z troską o środowisko, światopoglądem egalitarnym i kosmopolitycznym
Zespół przeprowadził w 2023 roku reprezentatywną ankietę na próbie ponad 5200 Szwedów, rozesłaną do przeszło 33 tysięcy osób i skorygowaną statystycznie tak, by oddać strukturę społeczną kraju. Pytano nie tylko o ogólne nastawienie do energii jądrowej i wiatrowej, ale również o gotowość akceptacji ich lokalizacji – w gminie respondenta i w odległości 5 km od domu. To pozwoliło uchwycić zarówno postawy ideowe, jak i realne granice zgody społecznej, tak istotne w przypadku inwestycji infrastrukturalnych.