Kłócił się z szefami resortów, rzucił się na agencje rządowe z piłą łańcuchową, ale jego obiecane biliony dolarów w oszczędnościach się nie zmaterializowały – tak pokrótce można podsumować burzliwą karierę Elona Muska w Waszyngtonie.
Właściciel Tesli i SpaceX zaangażował się w pracę rządową, wierząc, że nie ma problemu, którego nie da się rozwiązać pieniędzmi, długimi godzinami pracy – z czego jest znany – i algorytmami. Prezydent Donald Trump był zachwycony, że najbogatszy człowiek na świecie pracuje w jego administracji. Dla Muska stworzono zresztą DOGE – departament mający zwiększyć efektywność rządu. – To bardzo mądry człowiek. Bardzo zależy mu na dobru kraju – mówił prezydent.
– Im bardziej poznaję prezydenta Trumpa, tym bardziej go lubię. Szczerze mówiąc, uwielbiam go – mówił Musk w lutym, choć przez lata krytycznie odnosił się do Trumpa i jego politycznych poczynań.
Czytaj więcej
USA naciskają na kraje objęte cłami, aby korzystały z usług sieci Starlink Elona Muska. Są rządy,...
Przez pierwszych kilka tygodni w administracji Musk – ubrany w czarną koszulkę i czapkę MAGA, z pięcioletnim synkiem na ramieniu – był wszędzie. W Gabinecie Owalnym, na pokładzie Air Force One, na spotkaniach wysokiego szczebla. Nawet nocował w Białym Domu. Krytycy nazywali go niewybranym przez naród „współprezydentem”, wysokiej rangi urzędnicy byli oburzeni jego podejściem do przebudowy rządu federalnego.