Bielawski przeplata opowieść o reżyserze z opowieścią o człowieku. Śledzi drogę Munka, świetnie wybierając fragmenty jego dokumentów, krótkich filmów, wreszcie kilku fabuł, które zdążył zrobić, zanim zginął w tragicznym wypadku gdzieś między Warszawą a Łodzią. Pokazuje zmagania Munka z własną przeszłością, pochodzeniem i z systemem, w którym przyszło mu żyć. Portretuje człowieka tłamszonego przez ideologię. Razem z nim i bohaterami jego filmów zadaje pytania: Jak żyć? Jak czuć się wolnym? Jak zachować własne wartości?
Ujęcia z „Człowieka na torze”, „Eroiki”, „Zezowatego szczęścia”, „Pasażerki” łączą się ze wspomnienia przyjaciół i analizami krytyków. I naprawdę robią wrażenie.
Skarby z archiwów
Przede wszystkim jednak Michał Bielawski wykonał niewiarygodną pracę w archiwach. Wynalazł wypowiedzi ludzi, którzy dawno odeszli, m.in. dokumentalisty, profesora łódzkiej PWST – legendarnego Jerzego Bossaka, ale też współpracowników Munka – montażystki Jadwigi Zajicek czy operatora Krzysztofa Winiewicza. A wreszcie wyszukał fragmenty wywiadów samego Andrzeja Munka, m.in. dla telewizji niemieckiej. O Munku bardzo wiele mówią też listy, jakie zewsząd pisał do swojej żony Joanny, odczytywane w filmie przez Adama Woronowicza.
Przyznaję, ten film jest dla mnie ważnym, osobistym przeżyciem. Wychowałam się w kulcie Andrzeja Munka. Munk, Witold Lesiewicz i mój ojciec Wilhelm Hollender, bardzo się przyjaźnili. Ojciec był kierownikiem produkcji jego filmów. To on był pierwszy przy Munku, gdy okazało się, że reżyser miał tragiczny wypadek. I on zamknął wieko jego trumny, gdy razem z Lesiewiczem poszli do cmentarnej krypty, żeby się z nim pożegnać.
Dzisiaj odchodzą już ci, dla których filmy Munka pod koniec lat 50. były ogromnie ważne. Kto więc je pamięta? Może garstka kinomanów, którzy sięgają czasem do historii kina? A przecież to zadziwiające, jak „Człowiek na torze”, „Zezowate szczęście” czy kończona przez przyjaciół „Pasażerka” przetrwały próbę czasu.
Michał Bielawski na film o Andrzeju Munk poświęcił kilka lat. Powstał portret artysty, który zasługuje na pamięć, ale też czasu, w jakim przyszło żyć całemu pokoleniu Polaków.